RelatioNet | Forum | Yad Vashem | Jewishgen | Shorashim | MyHeritage

wtorek, 25 marca 2008

Regina Fern

W czasie wojny mieszkaliśmy na forcie mokotowskim. Na ulicy gimnastycznej pod numerem piątym była willa jednorodzinna, w której mieszkała tylko nasza rodzina: rodzice i trzech synów. Ja byłem najmłodszy. Moi bracia byli znacznie starsi: jeden 10 drugi 6 lat starszy ode mnie. W 1942 roku moja mama zachorowała. My chłopcy uczyliśmy się w tajnej politechnice: Średni w szkole handlowej, ja byłem w szkole ogrodniczej, tzn tajne gimnazjum to było, Giżyckiego i wszyscy pracowaliśmy. Jeden pracował w sklepie, drugi gdzieś tam, ja jako ogrodnik na plantacjach na Rakowieckiej pracowałem, sieczkę miedzy innymi rżnąłem. Potrzeba było pomocy mojej mamie w gospodarstwie, ponieważ ciężko zachorowała i nie mogła dać rady z utrzymaniem porządku w domu, z gotowaniem, zresztą trudności były dość wyraźne w czasie wojny, bo były kłopoty z zaopatrzeniem, trzeba było robić jedzenie z byle czego. Daliśmy ogłoszenie do gazety, że potrzebna jest pomoc domowa. A że w czasie wojny to się nazywało służąca czy gosposia, zgłosiła się miedzy innymi młoda dziewczyna bardzo sympatyczna mająca 19 lat, mówiąc że jest chętna do pracy. Moja mama ustaliła z nią wynagrodzenie i zamieszkała u nas. Byłą bardzo sympatyczna, młoda, bezpośrednia, kontaktowa. Któregoś dnia, po 2 tygodniach pobytu w naszym domu, poprosiła moja mamę żeby poszła z nią do parku ujazdowskiego porozmawiać. Moja mama na to odpowiedziała: po co mamy chodzić do parku ujazdowskiego, przecież mieszkamy w domu z ogrodem możemy usiąść na ławce i porozmawiać. Jednak ziuta, bo tak prosiła żeby ja nazywać, mówiła że nazywa się Józefa Malec, poszła razem z moją mamą do tego parku. Ziuta zapytała się mojej mamy czy państwo są zadowoleni z mojej pracy, z mojej osoby. Jak najbardziej! Jesteś obrotna, pracowita, schludna czysta. Można z tobą porozmawiać o rożnych sprawach. Ziuta na to mówi: ja zdaje sobie sprawę, że państwo jednej rzeczy nie wiecie. Nie wiecie ze jestem żydówka. Czy ja w takiej sytuacji będę mogła pozostać w pastwa domu, bo to przecież naraża państwa rodzinę na śmierć. I tutaj, zawsze opowiadając tą historię młodzieży izraelskiej nadmieniam, że tu są dwa bardzo ważne dylematy natury moralnej. Dylemat mojej mamy: czy ona ma prawo moralne ryzykować życiem, no swoim to każdy może, ale czy ryzykować życiem swojego męża, trzech synów? Bo to jest kara śmierci za to, żeby uratować, żeby dopiero próbować uratować. Oczywiście nie zdawaliśmy sobie sprawy ze to będzie około 2 lat trwało myśleliśmy na tydzień, dwa, miesiąc. Drugi dylemat: dylemat ziuty, żydówki, czy ona ma moralne prawo dla próby ratowania swojego życia żeby ryzykować życiem obcych jej ludzi, ale którzy chcą iść jej z pomocą? Zawsze również życzę młodzieży izraelskiej, żeby nigdy nie miała takiej sytuacji, żeby musiałą podjąć taką decyzje, bo w czasie wojny śmierć groziła za ratowanie żydów. Moja mama na to stwierdzenie, że Ziuta jest żydówka podobno natychmiast powiedziała: zostajesz u nas w domu, będziesz traktowała jak moja córka, a synowie będą cię jak siostrę traktowali. Nigdy nie miałem siostry, ale Ziuta mogłaby nią być, tak zresztą ja traktowaliśmy. Ziuta miała fałszywe dokumenty. Ja do dzisiaj nie wiem czy rodzice moi wiedzieli, że te dokumenty są fałszywe, nie wiem. Dla pewności Ziuta była zameldowana w domu mojej babci na ulicy kapitulnej 4 na starym mieście. Babcia miała tam kamienice. Teraz jest ona już zburzona. Zameldowanie to okazało się zresztą słusznym posunięciem. Została u nas, moja mama stwierdziła, że Ziuta musi być u nas legalnie, to znaczy pseudolegalnie, na tych fałszywych papierach jako taka przyjezdna kuzynka z poznańskiego, jako właśnie pomoc domowa, no ale oczywiście nie jako żydówka. Co sąsiedzi myśleli to ja nie wiem. Zresztą obok mieszkała moja ciocia dwa domy dalej, która wiedziała o Ziucie, a wiec tez narażali życie, podobnie jak my zresztą, dla Ziuty. Trochę komfortu psychicznego, spokoju ducha dawała nam świadomość, ze Ziuta jest dla nas jak siostra, poprzez ciągłe zabawy i gry w karty nie odczuwało się tego codziennego strachu, zagrożenia życia. Przypuszczam, że rodzice tego komfortu nie mieli tak bardzo jak my, młodzi.

REGINA FERN


During the war we lived on Mokotów. On the street Gimnastyczna 5 there was a villa in which lived our family. In 1942 my mother became ill. Me and my two brothers were studing in secret school. We also all worked. My mother needed home assistance so we gave an advertisement to the newspaper. These kinds of advertisements were very popular that days so we did not need to wait long. One of those who replied was a young 19 yeras old girl named Józefa Malec. My mother state with her everything and she stayed in our house. She was very pleasant, young, straight. After two weeks she told my mother that she want to talk with her. Ziuta (that is how she wanted to call her) told mymother that it is something very important so that they cannot talk in house. They met in Ujazdowski Park. Ziuta asked my mother if she is content of her help. My mother replied: Of course we are, you are hard-working, intelligent, young person. Ziuta continued: I know that there is one thing you do not know about me. You do not know that I am a Jew. In this situation is it possible for me to stay in your house? And here in this moment of the story I always tell my audiance about two moral problems one of my mother: Has she the right to risk life of her husband and three sons? Second problem of Ziuta: Has she the right to risk the lifes of people who wanted to help her just to rescue her life? I wish noone this kind of dilemma during his life. My mother after hearing that said: you will stay in our home and you will be treated as my daughter, and my sons will treat you as their sister. Ziuta had false documents so for certitude she was reported in my grandmothers house on Kapitulna 4 street. Anyway report turned out to be a good move. Ziuta stayed with us. Little mental comfort gave us the thought that she is our sister, we played games with her etc. so it was easier to forget about daily fear. I assume that my parents did not have that kind of comfort that we had.

REGINA FERN

Pendant la guerre on habitait à fort de mokotow. Sur la rue gimnastyczna 5 était une villa pour une famille, dans laquelle nous habitons: nos parents et trois fils. Moi j’étais le plus jeune. Mes frères étaient beaucoup plus agés que moi: le premier, de 10 ans, le deuxième, de 6 ans. En 1942 ma mère est tombée malade. Nous, les garcons on étudiait à „politechnika” dans ces temps- conspirée. Le fils moyen dans une école de commerce, moi j’étais dans une école botanique, tout le monde travaillait. Un de mes frères travaillait dans un magasin, moi je travaillait sur des plantations près de la rue Rakowiecka. Il fallait un coup de main à ma mère lorsqu’elle est tomba malade. Il est devenu impossible qu’elle fasse le ménage, comme elle le faisait avant sa maladie. C’est pour ca qu’on a donné une annonce dans un journal, qu’on a besoin de quelqu’un qui conduira la maison. Dans notre maison est venue aussi à part les autres, une jeune fille de 19 ans en disant qu’elle est prète à travailler. Ma mère a parlé avec elle pour négocier le salaire et c’est ainsi qu’elle a commencé à habiter avec nous. Elle était très symphatique, communicative, joyeuse. Un jour, apres 2 semaines de séjour chez nous, alle a demandé à ma mère d’aller au parc Ujazdowski pour parler. Ma mère lui a repondu: pourquoi on doit aller au parc Ujazdowski, ma chère Ziuta, on a un jardin, on peut s’asseoir sur le banc et parler tranquillement? Mais Ziuta, elle était decidée: on va aller au parc. Quand ils se promenaient dans le parc, Ziuta a demandé à ma mère si elle est contente de son comportement, de son travail effectué chez nous. Ma mère lui repondit que: bien sur! Tu es propre, soigneuse, tu travailles très bien, on peut parler avec toi sur de différents thèmes. Tu es très bien, comme tu es! Ziuta lui repondit à ça: je me rends compte que Vous, madame vous ne savez pas une chose: vous ne savez pas que je suis Juive. Est-ce que dans cette situation je pourrai rester chez vous, parce ce que ca vous fait risquer la mort. Ma mère a tout de suite dit: tu restes chez nous, et tu seras traitée comme ma fille, et pas comme une fille de ménage. Je n’ai jamais eu de soeur, mais Ziuta m’en pourrai etre une, aussi on l’a traitée ainsi. Ziuta avait de faux documents. Elle a été inscrite chez ma grang-mere, rue Kapitulna 6, à la vieille ville, mais elle habitait chez nous. Qu’est-ce que les voisins ont pensé, ça, je ne sais pas. Mais aussi ma tante habitait 2 maisons à coté , qui savait de Ziuta, donc elle risquait sa vie aussi. Un peu de confort psychique donnait la situation dans laquelle on cohabitait avec Ziuta: frères- soeur, parce tout le temps on s’amusait, on jouait au cartes, on ne santait pas la peur tout le temps. Je peu croire que mes parents il n’en avait pas ce genre de comfort.



Fort Mokotów
Photo of Fort Mokotów

piątek, 21 marca 2008

Losy Sprawiedliwego

20 sierpnia 1944 Pan Zbigniew Mańkowski został aresztowany przez gestapowców i zesłany do obozu pracy w Pruszkowie. Po niezbyt długim czasie dostaje się do niego Pani Zofia Grzegorczyk, lekarz, która uratowała Pana Zbigniewa wynosząc go na noszach lekarskich z obozu. Uratowała w ten sposób ona wielu ludzi, przechytrzając Niemców pilnujących wyjścia z obozu, poprzez mówienie im, że wynoszeni są chorzy na tyfus plamisty, czego gestapowcy panicznie się bali. Po ucieczce z obozu Pan Zbigniew tułał się po lasach, śpiąc w stodołach, bo Niemcy wyłapywali uciekinierów obozów pracy. Pojechał do Krakowa zimą, dokładnie 7 listopada, w takim stroju, w jakim uciekł z obozu, a więc w koszulce z krótkim rękawem i szortach. W drodze do Krakowa Pan Zbigniew widział tłum wyniszczonych morderczą pracą więźniów obozów koncentracyjnych ewakuowanych w głąb Rzeszy. Widok ten zrobił na nim niesamowite wrażenie, był dla niego szokiem, obrazem okrucieństwa Niemców.

FURTHER ADVENTURES

On the 20th of September 1944 Mr Zbigniew Mańkowski was arrested by Gestapo and took on the work camp in Pruszków. Soon after that he was rescued by Mrs Zofia Grzegorczyk, medic who took prisoners from the camp by imitating their illness. After that Mr Zbigniew was hiding from the Germans and started his trip to Kraków where he had some cousins. On his way he has seen people who have been evacuated from the concentrations camps. That view has made great impression on him, it was an image of the cruelty of Germans.


LE DESTIN DU "JUSTE"


Le 20 aout 1944 Zbigniew Mankowski a été arreté par la gestapo et renvoyé a Pruszkow, pendant ces temps- la changé en camp de travail. Apres un temps court il s’échappe du camp avec l’aide de Zofia Grzegorczyk, un médecin, qui le fait sortir sur des brancards. Elle sauve ainsi beaucoup de gens, en disant aux Allemands qui surveillaient le camp que c’étaient des malades qui ont atrappé le Tyfus, une maladie dont les Nazis avaient éxtremement peur. Apres s’etre echappé du camp. Ensuite Monsieur Zbigniew s’errait dans des forets, dormant dans des greniers. Il est arrivé a Cracovie en hiver, dans l’habit, du moment qu’il s’ échappait du camp, donc d’un t-shirt et des shortes. Pendant le voyage a Cracovie Monsieur Zbigniew voit des gens brutalisés, détruits par le travail effectué dans les camps, ebn train d’etre renvoyés dans le centre de l’Allemagne. Cette situation lui laisse des traces sur l’ame, c’est un des plusieurs examples de brutalités commetaient par les Nazis.




Obóz pracy w Pruszkowie
Work camp in Pruszków

środa, 19 marca 2008

Irena Fejgin - Filipowska

Któregoś dnia do mojej babci na kapitulna 6 przyszła prawdziwa Józefa malec, koleżanka Ziuty ze Lwowa, której dokumenty posiadała Ziuta. Dokumenty te, były wykradzione, nie przez Ziutę, ale przez szkolnego księdza i oddane Ziucie. Ponieważ u Niemców porządek musi być, to również sprawy meldunkowe były tak prowadzone, że gdy Ziuta ze Lwowa przyjechała do Warszawy, to urząd niemiecki meldunkowy wiedział doskonale gdzie ona jest zameldowana. Czyli u mojej babci. Przyszedł wtedy gestapowiec z prawdziwą Józefą Malec, ziuta w tym czasie była u nas. Prawdziwa Józefa malec zapytała się mojej babci, gdzie jest ta złodziejka, która ukradła mi moje dokumenty? Moja babcia na to: wyszła cos kupić na miasto. Oni w tym czasie wyszli, a moja babcia w tym czasie zadzwoniła do nas: „słuchaj, ziute poszukują Niemcy, gestapowiec przyszedł.” Wiec jak ze Lwowa trafili na kapitulną, to z kapitulnej na Mokotów przecież jest niedaleko, tramwajem w 25 minut można przejechać. No wiec nie tylko Ziuta, ale i my natychmiast opuściliśmy nasz dom. Została tylko moja mama w domu, chora, bo nas by aresztowali od razu,a potem przewieźli do Oświęcimia. Jednym słowem zameldowanie u mojej babci spełniło swoja role, uratowało zarówno nas, jak i Ziutę. Umieściliśmy ją po rodzinie, u ciotek, wujków, po trzech, czterech dniach zatrzymaliśmy się u wujostwa, dowiadując się jednocześnie czy w domu na gimnastycznej jest spokój. Ponieważ był spokój, Niemcy nie przychodzili, stwierdziliśmy, że można wrócić. Ziuta natomiast poszła do siostry ciotecznej, na ulice Raszynska 56. Tam była, mniej więcej w tym samym czasie u mojej siostry pani Irena Filipowska, jako opiekunka do dziecka, trochę starsza od Ziuty. Pani Irena miała synka, 4 czy 5 letniego wówczas, którego umieściła w Świdrze, u sióstr zakonnych. Strasznie za nim tęskniła i z tej Raszynskiej często jeździła odwiedzać Piotrusia do Świdru, żeby go zobaczyć. Siostra strasznie odradzała te wypady, zważywszy na „zły wygląd” , czyli wyraźnie żydowskie rysy. Któregoś dnia pani Irena wpadła w łapy szmalcownikowi, nie wiadomo kim on był, podobno był Polakiem. Musiała mu oddać wszystkie kosztowności, które przy sobie miała,, bo groził, że wyda ją, że jest żydówką. Ale okazało się, że szmalcownik szedł za panią Irena, żeby móc ją później dalej szantażować. Chciał się dowiedzieć gdzie ona mieszka. Irena weszła do któregoś sklepu i zadzwoniła do nas do domu. Odebrała moja mama i powiedziała w jakiej jest sytuacji, że nie może tam do siostry na Raszynska iść. Matka jej poradziła, żeby wsiadła do tramwaju, przejechała dwa przystanki, wysiadła, jednym słowem tak kołowała, żeby zgubiła szmalcownika, a gdy go już zgubi, żeby do nas przyjechałą. I tak trafiła do nas. Ziuta poszła na dłuższy czas do siostry ciotecznej, na Raszynska natomiast pani Filipowska u nas została. Była sześć, może siedem miesięcy, pięknie grała na pianinie, dzięki jej nauczyłem się kochać Chopina i innych. Cały czas prosiłem ją, żeby mi grała „dwa walce”, pewno już pod koniec miała obrzydzenie do nich, gdyż non stop ją prosiłem, aby je grała. Ziuta w międzyczasie musiała zmienić swoje dokumenty, załatwione przez mojego brata w AK, której był członkiem. Nazywała się od tamtej pory Józefa Nałęcz. Po tych kilku miesiącach pani Filipowska wróciła na Raszyńska do mojej siostry, natomiast ziuta wróciła do nas. Brała udział w powstaniu warszawskim jako łączniczka pod nazwiskiem Józefa Nałęcz. Dostała się do niewoli jako żołnierz Armii Krajowej, do obozu Oberlangen. Na granicy z Belgią została uwolniona przez armię brytyjską, przez oddział generała Maczka, jeszcze w czasie wojny, po uwolnieniu dostała się do Brukseli.

Irena Fejgin - Filipowska


One day, to my grandmother who lived on Kapitulna 6 came real Józefa Malec with Gestapo. They were looking for Ziuta. As a result we all left our house except for my mother. Few days after when nothing happened we returned. We decided to leave Ziuta at my aunts home on Raszyńska 56. There at the same time was a woman with Jewish roots Irena Fejgin – Filipowska. She was a bit older than Ziuta, she had a 4 year old son whose name was Piotruś. She put her son in a sisterhood in Świder. Irena missed her son so she was often coming to see him. At one ofthose visits she was recognised by someone as a Jew. She had to give him all her juwelery and everything she had with her to make him stay silent. The man let her go but he followed her. She has phoned my mother and she advised her to lose him and come to her. After that for six maybe seven months Madame Filipowska stayed in our home. She played lovely on piano. My brother who was a member of „Home Army” made her another documents. Now her name was Józefa Nałęcz. After that Ziuta returned to us and Irena Filipowska went back to my aunt. When Warsaw uprising started Józefa was fighting and got caught. As a result she was transported to the camp in Oberlangen. She was rescued and stayed in Belgium in Brussel.


Irena Fejgin - Filipowska

Un jour chez ma grand mère, ou était inscrit Ziuta est venu la vraie Jozefa Malec et la gestapo. Heureusement Ziuta n’était pas là et ma grand mère a vite telephonné chez nous pour dire qu’on recherche Ziuta. On s’est vite echappés de la maison, quelque jours on se cachait partout chez les cousins. Seulement ma mère est restée à la maison. Mais après quelques jour on est retourné chez nous, en placant Ziuta chez ma tante, à la rue Raszyńska 56. Autrement dire l’inscription de Ziuta chez ma grand mère était une bonne décision. Parallelement pendant ces temps- là chez ma tante était une femme Juive, quelque ans plus agée que Ziuta, qui s’occupait de son enfant. Elle aussi avait un enfant, elle allait souvent le voir, car il était caché dans un monastère à Swidr. Une fois, pendant un voyage chez Piotrek(son fils), un „szmalcownik”(quelqu’un qui veut de l’argent, sinon il dénonce la race aux Allemands) l’a attrapé. Heureusement elle s’est echappée et est venue chez nous. Madame Fejgin- Filipowska jouait au piano. C’est elle qui m’a aprit à aimer Chopin et autres compositeurs. Elle etait chez nous une demi année. Ziuta pendant ce temps a du changer ses documents. Mon frère qui était à AK(l’armée polonaise) lui a donné un jour des documents. Depuis ce temps là, elle s’appelait Józefa Nałęcz. Après ces 6 mois, Ziuta est retournée chez nous, tandis que madame Irena Fejgin- Filipowska s’est de nouveau trouvée chez ma tante. Ziuta a participé à la Resurrection de Varsovie, elle s’est trouvé comme prisonnière à un camp de travail près de la frontière Belge, Oberlangen. Là -bas, après etre libérée par l’armée anglaise, en réalitée par la brigade de géneral Maczek, donc un Polonais, elle est allée à Bruxelles, ou elle vit jusqu’à la fin de ses jours.



Obóz w Oberlangen
Camp in Oberlangen

sobota, 15 marca 2008

Życie Ziuty po wojnie

Zaraz po wojnie zapisała się na studia, bo tutaj, w Polsce zdawała małą maturę. Francuskiego nauczyła się od mojej mamy, Na studiach w Belgii już, wyszła za mąż za cenionego Polaka, profesora Pankowskiego, który także był jeńcem oświęcimskim. Skończyła studia jako inżynier, później zrobiła doktorat, wreszcie dostała profesurę na uniwersytecie w Brukseli. Profesurę z fizyki atomistycznej. Był to 49, 50 rok jak została profesorem. Miała córeczkę, która dziś ma 55 lat. Ziuta zmarła mając 49 lat. Pani Filipowska odeszła od nas rok przed powstaniem warszawskim, w którym nie brała udziału, dostała się do obozu niemieckiego. Wojnę przeżyła, dopiero po roku wróciła do kraju i dopiero wtedy zobaczyła swojego synka Piotrusia. Pani Irena utrzymywała z nami bardzo dobry kontakt, jednakże nasza korespondencje i spotkania przerwała jej nieubłagana śmierć.

ZIUTA’S LIFE AFTER WAR.

Just after war she has started studing in Brussel. During the stay in our home my mother has teached her french. She married professor Pankowski. Then she finished her studies and became professor in atomic physics. She had a daughter which now is 55 years old. Madame Filipowska left us year before the Warsaw Uprising. She was taken to the concentration camp. She has survived war and after a year she came to Poland and saw her son Piotruś. She had a good contact with us, we wrote to each other adn meet, but her death ended it all.

LA VIE APRÈS LA GUERRE

Tout de suite après la guerre, elle s’est inscit à l’université. C’est ma mère qui lui fait apprendre le francais. Après l’ étude, alle s’était marié avec un Polonais respecté, le proffesseur Pankowski, qui, lui aussi était prisonnier d’Oswiecim. Elle a fini ses études comme ingénieur, puis elle a fait le doctorat et finallement le professorat à l’université de Bruxelles. Elle a fait le proffessorat en physique atomique, c’était l’année 1950 si je me souviens bien. Elle avait une fille, qui, maintenant a 55 ans. Ziuta est morte ayant 49 ans. Irena Felgin Filipowska nous a quitté une année avant la Resurrection de Varsovie. Elle ne s’est malheureusement pas echappé d’un camp de travail, mais elle a survecu la guerre. Un an après la guerre elle est retournée en Pologne, elle rencontra là- bas son fils Piotrek. Madame Irena après la guerre correspondait vivement avec nous, mais c’est sa mort qui arreta les lettres venant d’elle.



Ziuta i jej mąż tuż po ślubie.
Ziuta and her husband after marriage.


Ziuta razem z córką.
Ziuta with her daughter.


Mąż Ziuty razem z ich córeczką.
Ziuta's husband with their daughter.

niedziela, 9 marca 2008

Wyznanie

Znalazłem w materiałach po mojej mamie list od Ziuty datowany z 18 marca 1946 napisany z Brukseli. Skierowany był do mojej mamy. Na końcu tego listu jest taki akapit, który chciałbym Wam przeczytać: "Chciałabym Pani napisać jak bardzo, bardzo często myślę o Pani. O domu Państwa, o chwilach wspólnie przeżytych. Trudno mi wyrazić to, co czuje dla Was. To jest coś więcej niż wdzięczność i przywiązanie, to jest uczucie, które się ma dla rodziców, dla domu rodzinnego. Atmosfera w domu państwa była dla mnie szczęściem w tych okropnych latach. Szczęściem, z którego zdawałam sobie sprawę. To był dla mnie drugi dom, który kocham równie gorąco, jak mój własny, rodzinny. Dziękuje Wam za ciepło, którym mnie otoczyliście, za wyrozumiałość, za cierpliwe znoszenie wszystkich moich niedociągnięć, za to, że chcieliście mnie rozumieć. Wiem, że śmieszne jest wobec tego wszystkiego małe słowo „dziękuję”, ale jest w nim całe moje uczucie i całe uwielbienie dla Was."

LETTER

I have found in my mothers things a letter from Ziuta dated on 18th March 1946 wrote in Brussel. It was targetted to my mother. At the end of this letter there is a paragraph that I would like you to read:
„I would like to write You, how often I think about you, about your home, about all what we have been through. It is hard to express what I feel to you. It is more than thankful and attachment, it is a feeling that you have for your parents. The atmosphere in your home was happiness inthis terrible years. The happiness which I was aware. It was for me second home, which I love as much as my own, family one. I thank you for understanding, for tolerance, patiance. I know that little „thank you” sounds ridiculous after what you have done for me, but in this word there is all my feeling and love to you.

LA LETTRE

J’ai trouvé dans les matériaux de ma mère une lettre de Ziuta, datée de 18mars 1946, venue de Bruxelles. Elle était destinée à ma mère. A la fin de cette lettre j’ai trouvé un paragraphe que je voudrais vous lire: Je voudrais vous écrire, Madame, comme souvent je pense de Vous. De Votre maison, de moments qu’on a vécu ensemble. C’est très difficile d’expimer ce que je sens à Vous. C’est beaucoup plus qu’une simple gratidude, c’est un sentiment, qu’on donne aux parents, qu’on a à notre domicile, ou on a vecu toute notre vie. L’atmosphère sous votre toit était une grande chance pour moi, pendant ces horribles années. Une chance, de laquelle je me rendais compte. C’était une deuxième maison pour moi, je l’aimait autant que la mienne. Je vous remercie pour la chaleur, que Vous m’avez fourni, pour Votre compréhension, pour Votre patience, je veux Vous dire merci pour que Vous avez voulu me comprendre. Je sais que le mot „merci” est tellement petit en comparant avec tout ce que Vous avez fait, mais dans ce mot réside tout mon sentiment et toute ma glorification de Vous.